Miał być niewidzialny dla ówczesnych radarów, z prędkością 1000 km/h przenosić 1000 kilogramów bomb na odległość 1000 km. Horten Ho 229 – pierwsze na świecie latające skrzydło z napędem odrzutowym. Twarz niemieckiej Wunderwaffe. Choć po wojnie świat o nim zapomniał, prawie 50 lat później w niebo wzbiła się bliźniaczo wyglądającą konstrukcja. Słynny bombowiec stealth B-2 Spirit. Czy możliwe, aby podstawą do jego budowy była nazistowska konstrukcja braci Horten? A może było z nim jak ze wszystkimi „cudownymi broniami” – świetnie prezentował się tylko w hangarze i głowach zdesperowanych dowódców?

Być może nie brzmi to heroicznie, ale bitwę o Anglię, oprócz dzielnych pilotów, wygrała również technika. Dzięki sieci stacji radarowych Chain Home rozmieszczonych szczelnie na wybrzeżu, Brytyjczycy z odpowiednim wyprzedzeniem byli w stanie zmobilizować siły adekwatne do odparcia uderzenia Luftwaffe. Pod koniec wojny bracia Walter i Reimar Horten, jak mało kto zdawali sobie sprawię, że aby odwrócić jeszcze losy konfliktu, muszą skonstruować maszynę zdolną oszukać alianckie systemy szybkiego reagowania. Horten Ho 229 miał być właśnie takim samolotem. Niepodobnym do żadnego innego, który wzbił się w powietrze. Przez wiele lat jego rzekoma „niewidzialność” dla radarów była jednak tematem polemik, a ze względu na brak użycia w walce, szczerze w nią powątpiewano. Czy słusznie? Prześledźmy tę historię od początku.

3×1000
W 1943 roku głównodowodzący Luftwaffe Marszałek Rzeszy Hermann Göring przedstawił niemieckiemu przemysłowi zbrojeniowemu ambitne zadanie. Do historii przeszło ono pod nazwą „3×1000″. Jego celem było stworzenie samolotu, który byłby w stanie przenosić 1000 kg bomb lub rakiet, przy prędkości maksymalnej 1000 km/h na odległość 1000 km. Bracia Horten pracowali nad projektami latających skrzydeł od wczesnych lat 30. i wierzyli, że właściwości aerodynamiczne, które cechowały ich bezsilnikowe szybowce, mogą być podstawą pod konstrukcję, która zaspokoi wymagania Göringa.

Choć nie byli inżynierami ani pilotami, ich pasja do lotnictwa i samorodny talent sprawiły, że dowódca Luftwaffe zainteresował się projektem i postanowił przeznaczyć 500 tys. marek na testy prototypów latających skrzydeł. Właśnie tak narodził się Horten H.X V1, bezsilnikowy pierwowzór Ho 229, oblatany na początku marca 1944 roku. Konstrukcja nie przypominała żadnego z wykorzystywanych podczas II wojny samolotów, wyglądem będąc zbliżona raczej do współczesnego amerykańskiego bombowca strategicznego B-2 Spirit. Göring był pod takim wrażeniem wyglądu prototypu, że zdecydował na wdrożenie go do produkcji z wykorzystaniem silników odrzutowych. Dalsze prace rozwijały się już w fabrykach firmy Gothaer Waggonfabrik, której tradycje inżynierii lotniczej sięgają 1913 roku. To właśnie od miejsca produkcji, samolot przejął potoczną nazwę Gotha Go 229, jednak zgodnie z decyzją Ministerstwa Lotnictwa Rzeczy i na przekór oznaczeniu konstruktorów (H.IX), jego poprawna nazwa to Horten Ho 229.

Loty testowe przy linii frontu

Już w samych fabrykach Gothaer, pomimo nieustannych przerw w dostawie materiałów i zbliżającego się frontu, konstrukcja została uzupełniona o kilka istotnych poprawek technicznych. Ich rezultatem okazał się kolejny prototyp H.IX V2, uzbrojony w działka 30 mm oraz napędzany dwoma silnikami odrzutowymi Junkers Jumbo 004 – wykorzystanym choćby w Messerschmitcie Me 262. Pierwotnie myśliwiec miał być wyposażony w inny rodzaj napędu, tj. silnik BMW 003 – niestety jego ówczesny stan produkcji nie pozwalał na efektywne użycie przy dużych obciążeniach.

Pierwszy lot testowy H.IX V2 odbył się trzy miesiące przed kapitulacją Berlina, 2 lutego 1945 roku. Hortenowie nie mieli jednak okazji obserwować historycznego startu. Uczestniczyli w tym czasie w awangardowy programie Amerika Bomber, mającym na celu skonstruowanie bombowca, który będzie mógł objąć swoim zasięgiem wybrzeża Stanów Zjednoczonych.

Fragment prototypu Horten Ho 229

Fragment prototypu Horten Ho 229 fot. Wikimedia Commons/Michael Katzmann

Luty był zatem czasem intensywnych testów H.IX V2 w fabryce Gothaer w Oranienburgu. Uczestniczyło w nich dwóch pilotów doświadczalnych – Heinz Scheidhauer oraz Erwin Ziller. Według niektórych relacji, w tym czasie latające skrzydło Hortenów wzięło udział m.in. w symulowanym pojedynku powietrznym z Me 262, i pomimo charakterystycznej dla braku ogona stabilności – wykazało się lepszymi osiągami. Prawdą jest jednak, że czas oblatywania maszyny nie był spektakularnym sukcesem. Najpierw Ziller uszkodził jeden z prototypów podczas lądowania zbyt szybko otwierając spadochron hamujący, później, ze względu na awarię silnika, 18 lutego stracił kontrolę nad maszyną i rozbił się nieopodal lotniska. Umarł kilka tygodni później z powodu odniesionych ran. Nie otworzył zainstalowanej w samolocie katapulty, być może do samego końca wierząc w to, że uda się bezpiecznie wylądować i ocalić cenną konstrukcję. Pomimo trudnych początków, 12 marca 1945 roku Ho 229 został uznany za projekt gotowy do wdrożenia do niemieckiego Jägernotprogramm, czyli awaryjnego programu produkcji myśliwców. Niestety dla nazistów, było już za późno, aby latające skrzydło wprowadzić do walki. Prace nad kolejną wersją prototypu H.IX V3 zakończyły się w momencie, w którym VII Korpus 3. Armii Stanów Zjednoczonych, 14 kwietnia wkroczył do jednego z zakładów konstrukcyjnych Gotha we Friederichsroda.

Horten w rękach US Army

To co ujrzeli Amerykanie, wzbudziło ich zdumienie. Nie tylko ze względu na futurystyczny nawet jak na dzisiejsze standardy kształt samolotu, ale przede wszystkim na fakt, że III Rzesza mogła pracować nad tak zaawansowaną konstrukcją dosłownie do ostatnich dni wojny. Po zniszczeniu nieukończonych Hortenów, które uchroniono tym samym przed dostaniem się w ręce Armii Czerwonej, Amerykanie odesłali egzemplarz modelu H.IX V3 na intensywne testy do Stanów Zjednoczonych. Prowadzono je w ramach Operacji Paperclip, zmierzającej do pozyskania najbardziej zaawansowanych technologii nazistów. To czego w laboratoriach dowiedzieli się Amerykanie, budziło ich żywe zainteresowanie, ale przyznać trzeba, że im więcej dowiadywali się o tajemniczej Wunderwaffe, tym większe było ich rozczarowanie.

Choć był to pierwszy myśliwiec wielozadaniowy z silnikiem odrzutowym na świecie, nad podobnymi konstrukcjami śmigłowymi pracował w Ameryce w tym samym czasie konstruktor Jack Northrop. Na podstawie własnych oględzin i poznanych wyników prób – uznali samolot za ogólnie nieudany, w wielu aspektach zupełnie nieperspektywiczny (wadliwy silnik) i posiadający nieusuwalne wady konstrukcyjne, skutkujące przede wszystkim słabą statecznością. Zrezygnowano w związku z tym z dokończenia choćby jednego egzemplarza. Również Braci Horten zaraz po wojnie nie próbowano namówić do współpracy, co było przecież normą w ówczesnych czasach – wspominając choćby konstruktora rakiet V, Wernera von Brauna. Odrębną kwestię stanowiła jednak rzekoma „niewidzialność” Ho 229, której przyjrzano się dopiero wiele lat po przejęciu prototypu z fabryki we Friederichsroda.

Stealth czy nie stealth?

Horten Ho 229 w USA, rok 1950

Choć trudno w to uwierzyć, dopiero w 2008 roku w zakładach Northrop-Grumman, używając oryginalnych planów konstrukcyjnych oraz materiałów dostępnych w Rzeszy pod koniec wojny, postanowiono wybudować idealną replikę H.IX V3. Przestudiowano również raz jeszcze ocalałe części Ho 229 V3, eksponowane obecnie w Smithsonian National Air and Space Musem w Suitland, nieopodal Waszyngtonu. Inżynierowie Northtropa chcieli tym samym raz na zawsze obalić lub potwierdzić narosły wokół samolotu Hortenów mitu o „niewidzialności” dla II-wojennych radarów.

Podczas testów przeprowadzonych na nielatającym modelu, umieszczonym na długim wysięgniku w zakładach firmy w Kaliforni, kopię wystawiono na oddziaływanie tych samych długości fali, na jakich oddziaływanie byłby narażony Ho 229, gdyby kiedykolwiek został użyty do lotu nad wybrzeże Wielkiej Brytanii. Jak po testach stwierdził szef projektu, Tom Dobrenz: „Wyniki nie były aż tak zadowalające, jak sądziliśmy. Konstrukcja samolotu mogła mu dać maksymalnie dwudziestoprocentową redukcję wykrycia w obszarze nasłuchu radarowego w porównaniu z innymi samolotami niemieckimi końca wojny”. Jeśli dodamy do tego prędkość Ho 229, po wykryciu przez system Chain Home, RAF miałby około 8 minut zanim myśliwiec dotarłby do białych klifów Dover, zamiast tradycyjnego 19-minutowego wyprzedzenia.

O ile zatem sama konstrukcja przejawiała cechy, które dzisiaj nazwalibyśmy pierwowzorem technologii stealth, przez pewien czas trwała ożywiona dyskusja, czy bracia Horten celowo zmierzali do takiego efektu. Nie zachowały się bowiem żadne dowody i oryginalna dokumentacja samolotu, która potwierdzałaby taka wersję. Choć po czasie słowa te mogą się wydawać niewiarygodne, o celowym efekcie „oszukania radaru” w argentyńskim magazynie lotniczym w 1950 roku pisał sam konstruktor, Reimar Horten: „Wraz z pojawieniem się radarów, konstrukcje drewniane już wtedy uznawane za przestarzałe, ponownie stały się nowoczesne i przydatne. Wszyscy wiemy, że odbicie fal radiowych od metalowej powierzchni jest dobre, tak samo jak obraz na ekranie radaru, który przedstawiają. Odwrotnie, od powierzchni drewnianych nie ma tak wielkiego odbicia i obraz na radarze jest mniej wyraźny”. Po 33 latach w książce „Nurflugel: Die Geschichte der Horten-Flugzeuge 1933-1960″, Reimar Horten opisał jeszcze sam proces tworzenia mieszanki, którą pokrył Ho 229. Było to połączenie trocin, węgla drzewnego oraz kleju, który łączył kolejne warstwy drewna. Jego zdaniem taka konstrukcja, miała być „niewidoczna dla radarów”, ponieważ miała absorbować fale elektromagnetyczne o częstotliwości 20-30 MHz, czyli takiej, jakiej używali Brytyjczycy. Dzisiaj wiemy już, że choć Horten Ho 229 wykazywał właściwości stealth, daleko mu było do parametrów, o jakich myśleli sami konstruktorzy.

Od Ho 229 do B-2 Spirit?

Pod koniec lat 70. do mediów zaczęły wyciekać informacje, jakoby Stany Zjednoczone pracowały nad samolotem, który ma być niewidzialny dla radarów. Do 1983 podstawowa wiedza na temat technologii stealth była już dostępna opinii publicznej. Choć Horten Ho 229 nie był tak rewolucyjną konstrukcją, jak wielu chciałoby sądzić, faktem jest, że przetarł on szlaki, które mogły zainspirować amerykanów do pracy nad B-2 Spirit. Charakterystycznie wyprofilowana rama samolotu, brak ogona, dwa silniki odrzutowe umieszczone bezpośrednio przy kabinie oraz powierzchnia, która zmniejszała odbicie fal radaru, poprzez ich absorbowanie – to tylko niektóre z widocznych podobieństw. Pomimo swoich wad, Horten Ho 229 stanowił spektakularny przykład ostatniego wysiłku upadającego państwa totalitarnego, które do ostatnich chwil łudziło się, że wojna może odwrócić swój bieg nie dzięki przewadze liczebnej, ale jakościowej. Gdyby projekt Hortenów wzbił się w powietrze przynajmniej rok wcześniej, z pewnością byłby w stanie spełnić przynajmniej część z tych planów.

Kokpit Ho 229