Jesteśmy mistrzami świata w przepraszaniu. Jeśli dzisiaj na świecie wprost mówi się o Polakach jako współarchitektach Holokaustu, to na nasze własne życzenie. Niezliczone zastępy intelektualistów i polityków pracowały na ten obraz, historię składając na ołtarzu politycznej poprawności. Tymczasem o przeszłość trzeba walczyć, jako broni używając faktów. A te są następujące: to nie Polska powinna czuć wstyd, ale reszta Europy, która z nazizmu nigdy się nie rozliczyła.
Czesław Miłosz napisał kiedyś o okupowanych przez III Rzeszę polskich ziemiach, że „zbyt duża skala zbrodni paraliżuje wyobraźnię”. Generalne Gubernatorstwo, na terenie którego znajdowało się centrum Holocaustu, nazywał obrazowo i brutalnie „mechaniczną rzeźnią”. Tak było w istocie. Żaden kraj, proporcjonalnie do wielkości populacji, nie ucierpiał na II wojnie światowej tak, jak Polacy. Przez prawie sześć lat rosyjskich i niemieckich rządów zginęło 17,1 proc. obywateli naszego kraju. Co roku milion. Skalę naszych strat w porównaniu z innymi państwami Europy pokazałem w tym filmie dla Historii WP.
Kontynent zbrodniarzy
Jednocześnie, pomimo tak ogromnej skali terroru, Polacy nigdy nie splamili się otwartą kolaboracją, nie wystawili jednostek zbrojnych w służbie Waffen-SS. Tymczasem już w 1944 r. połowa z tych oddziałów nie była pochodzenia niemieckiego. Z biegiem lat coraz luźniej traktowana teoria przynależności do rasy aryjskiej i naglącą potrzebą formowania nowych dywizji, pozwoliła Himmlerowi zwerbować ochotników z większości krajów naszego kontynentu i nie tylko. Hiszpanie, Francuzi, Norwegowie, Duńczycy, Belgowie, Finowie, Łotysze, Estończycy, Ukraińcy, Rosjanie, Chorwaci, Arabowie a nawet tybetańscy mnisi – wszyscy oni znaleźli się w wielonarodowej armii III Rzeszy. Jednocześnie żaden z tych krajów nie wykonał nawet połowy pracy, którą włożyli Polacy w rozliczenie się z błędów przeszłości. Nie bez powodu Christopher Hale, w swojej głośnej książce „Kaci Hitlera”, nazwał Europę „kontynentem zbrodniarzy”. „Ze stuprocentową pewnością można powiedzieć, że Polacy nie uczestniczyli w Holokauście jako sprawcy. Holokaust to zupełnie coś innego niż lokalne pogromy. Idea, że możesz zniszczyć cały naród różni się od idei przemocy skierowanej w kierunku najbliższych sąsiadów” – stwierdził również brytyjski badacz. Niestety, nie taki obraz wyłania się z relacji medialnych dotyczących naszego kraju. A ten, w przeciągu ostatnich tygodni wyglądał następująco:
• Była dziennikarka Biełsat produkuje dla Al Jazeery dokument, w którym antysemityzm i nacjonalizm w Polsce przyrównywany jest do tego, który panował w III Rzeszy przed wybuchem wojny i ostrzega, że jeżeli niczego nie zrobimy, „historia może się powtórzyć”.
• Hanna Gronkiewicz-Waltz stwierdza na obchodach rocznicy powstania w Getcie Warszawskim, że nacjonalizm w naszym kraju podnosi głowę. We Wrocławiu spalono kukłę Żyda, a w Białymstoku odprawiono mszę, szkalującą ludzi o „innych poglądach”. Politycy prawicy rzekomo wyrażają jedynie „cichy sprzeciw”, pomimo tego, że praktycznie całe środowisko prawicowe potępiło wspomniane wydarzenia.
• Niemcy, którzy palą obozy dla imigrantów oskarżają nas o ksenofobię, amerykańskie liberalne media nie widzą różnicy między niemieckim a polskim obozem koncentracyjnym.
• Izraelskie obowiązkowe wycieczki uczniów do Oświęcimia odbywają się w asyście państwowej ochrony. Agenci dyskretnie czuwają, aby uczniowie nie padli ofiarą napaści na tle rasowym. O żadnych incydentach nikt nigdy nie słyszał.
• ONR maszeruje w Białymstoku nie łamiąc prawa. Uważa się, że to krok w kierunku nazyfikacji kraju. Z hasłami można (a nawet należy) się nie zgadzać, tak samo jak z radykalnymi postulatami na manifach. Jednocześnie pierwszą manifestację stara się zablokować, a obcokrajowców nawołuje do pozostania w domach, druga jest oznaką rozkwitu demokracji i wolności słowa. W przeciwieństwie do Polski, za rozwój neonazistowskich organizacji w Niemczech nie oskarża się tamtejszego rządu.
Tak wyglądają skutki mieszania historii do aktualnej polityki. Polska w oczach Zachodu, pomimo tego, że nigdy nie splamiła się kolaboracją, ponosi współwinę za Shoah. Narodowcy, pomimo tego, że nie łamią prawa, stanowią większe zagrożenie dla naszego kraju, niż ISIS dla Europy. Politycy związani z PO publicznie biją się w nieswoje piersi, w nadziei pozyskania poklasku w progresywnej Unii. Idźmy dalej drogą „Pokłosia” i samobiczowania, gdy w tym samym czasie kolaborująca na masową skalę Belgia, Holandia, Szwecja czy Hiszpania będą nas rozliczać z moralności. Czy ktoś dzisiaj wzywa Francję do publicznej skruchy za to, że swoich obywateli pochodzenia żydowskiego wysyłano wagonami sypialnymi do obozów śmierci, mówiąc im, że jadą na wycieczkę? Czy ktoś w Norwegii rozdziera szaty za działalność kolaboracyjnej jednostki „Lola”, która wydawała w ręce Niemców własny ruch oporu? Bilans jej działalności wyniósł ponad 1000 aresztowanych, około 100 Norwegów oraz agentów brytyjskiego Special Operations Executive zostało przez nich zamordowanych. Podobnych wojennych epizodów i organizacji można wymieniać dziesiątki. Kiedy Polscy żołnierze ginęli bohatersko pod Monte Cassino, Paryż bawił się jak podczas karnawału, a domy publiczne przeżywały swoje złote lata. Mało kto jednak o tym mówi, prawie nikt nie pamięta.
Ofiary Europy nie muszą się wstydzić
To, czego dzisiaj w Polsce brakuje, to nie świadomość własnych słabości podczas II wojny światowej, ale brak podstawowej wiedzy historycznej umieszczonej w kontekście epoki. I nie piszę tego jako publicysta czy dziennikarz, ale jako historyk, który od 10 lat codziennie zajmuje się tą tematyką. Zagubiliśmy się zupełnie w ahistoryzmie, przeszłość czytając kluczem teraźniejszości. Dlatego warto podstawowe fakty powtórzyć raz jeszcze i robić to do znudzenia. To właśnie one są naszą najważniejszą bronią w walce z przekłamaniami.
Żaden kraj nie ucierpiał podczas okupacji tak, jak Polska.
Żaden kraj nie stworzył tak prężnego podziemia antyhitlerowskiego.
Żaden kraj nie zdobył się na tak wielkie powstanie niepodległościowe.
Żaden kraj w sytuacji podobnej do Polski nie zdecydował się na odmowę współpracy, wysłania własnych wojsk na front wschodni i powołania marionetkowego rządu.
Żaden kraj nie miał narzuconej tak ostrej polityki represji w stosunku do ukrywanych Żydów, i jednocześnie mino tego nie posiada tak wielu osób odznaczonych nagrodą „Sprawiedliwi wśród narodów świata”.
Nie dajmy sobie wmówić, że za przeszłość musimy się wstydzić, tylko uczmy się ją rozumieć. Polska naprawdę nie musi się tłumaczyć z tego, co zrobiła. Winy rozliczyliśmy, a zasługi są niewspółmiernie większe. Jeśli teraz ktokolwiek powinien wystawiać świadectwo z moralności, to my całej Europie. Nie odwrotnie. Jeśli w końcu nie zaczniemy tego mówić na głos, za kilka lat dowiemy się, że wojna wybuchła dlatego, że III Rzesza chciała chronić zagrożonych pogromami polskich Żydów. Bo o tym, że wybuchła przez nasz upór w sprawie Gdańska, można było przeczytać kilka lat temu we „Frankfurter Allgemeine Zeitung”.
Wydaje mi się, że widzenie swoich win i zasług we właściwych proporcjach nie jest „nacjonalizmem”, „faszyzmem” i „ksenofobią”. To zdrowy rozsądek i szacunek dla ludzi, którzy zginęli broniąc dobrego imienia Polski w walce o jej wolność. Im jesteśmy to winni. Po prostu.
Felieton został opublikowany na portalu Wirtualna Polska.