W historię rakiet od samego początku wpisany był tragiczny paradoks. Z jednej strony symbolizowały postęp technologiczny i odwieczne marzenie człowieka o dosięgnięciu kosmosu, z drugiej wykorzystywane jako broń – przynosiły śmierć. Takie też było życie Wernera von Brauna – zawieszone pomiędzy programem Apollo a V-2 – „cudowną bronią” Hitlera. Jednym z największych osiągnięć ludzkości, a zbrodnią. Von Braun sam do końca twierdził, że wszystko co robił, miało go przybliżać do gwiazd. Pytanie, czy można zmierzać do nich po trupach?
„Ludzie w XVI i XVII wieku sądzili, że aby posiąść kontrolę nad światem, trzeba kontrolować morza i oceany. Tak i my dzisiaj, aby kontrolować Ziemię, musimy mieć władanie nad przestrzenią kosmiczną, która ją otacza” – mówił Wernher von Braun pod koniec lat 50. do amerykańskich polityków, przekonując ich do rozpoczęcia misji załogowej na Księżyc. Jeszcze kilkanaście lat wcześniej jako Sturmbannführer SS obserwował, jak to samo dążenie przyczynia się do konstrukcji rakiet, które zamiast podbijać kosmos, miały zapewnić istnienie Tysiącletniej Rzeszy. Jak wiodła droga życia człowieka, którego geniusz zaprowadził do takich skrajności?
Spoglądając w gwiazdy
Wernher Magnus Maximilian baron von Braun urodził się 23 marca 1912 r. w niewielkiej miejscowości Wirsitz w prowincji pruskiej. Jego ojciec, baron Magnus von Braun, był nie tylko arystokratą i człowiekiem interesu, ale również ministrem rolnictwa w Republice Weimarskiej. W 1920, kiedy na mocy traktatu wersalskiego Wirsitz przeszedł w ręce polskie i został przemianowany na Wyrzysk, rodzina von Braunów podjęła decyzję o przeprowadzce do Berlina. Co ciekawe, młody Wernher nie był matematycznym orłem na początku swojej nauki. Przełom nastąpił w wieku 13 lat po lekturze książki „Rakieta w przestrzeni międzyplanetarnej” pioniera astronautyki Hermanna Obertha. „W roku 1925 od matki dostałem w prezencie mały teleskop. Od tego czasu spędzałem z nim długie godziny, wpatrując się wieczorami w Księżyc i gwiazdy” – tak po latach opisał jedno z kluczowych doświadczeń, które obok lektury wspominanej pracy sprawiły, że całe swoje życie marzył o jednym – dosięgnięciu gwiazd. Od tej pory w szkole wybierał tylko te przedmioty, które mogły go przybliżyć do realizacji swojego celu.
Wernher von Braun w Peenemünde, marzec 1941 r. fot. Bundesarchiv/Wikimedia Commons
Z czasem wiedzą o fizyce prześcignął nawet swoich nauczycieli, którzy w zastępstwie pozwalali mu prowadzić lekcje. We wrześniu 1929 17-letni von Braun wstąpił do Niemieckiego Stowarzyszenia Rakietowego (Verein für Raumschiffahrt), w którym zapaleńcy podobni do niego konstruowali pierwsze rakiety. To właśnie tam pod okiem swojego mentora Hermanna Obertha, którego poznał w Berlinie, prowadził prace nad silnikami napędzanymi paliwem płynnym. W latach 30. niemiecki rząd zaczął wykazywać duże zainteresowanie militarnym rozwojem technologii rakietowej, dlatego widząc postępy młodego naukowca, zaproponowano mu współpracę. W tym czasie w 1931 r. Wernher zyskał tytuł magistra za pracę z inżynierii aeronautycznej, a dwa lata później obronił doktorat na Uniwersytecie Berlińskim. Jego dysertacja zatytułowana „Projekt oraz teoretyczne i eksperymentalne podejście do problemu konstrukcji rakiet napędzanych paliwem ciekłym” okazała się na tyle ważna dla przyszłości niemieckich sił zbrojnych, że postanowiono zakamuflować jej oryginalny tytuł i przemianować na enigmatyczne „O próbach spalania”. Von Braun miał wtedy 22 lata, uczył się pilotażu i był na prostej drodze do Peenemünde – tajnego ośrodka badań nad rakietami ulokowanego nad Morzem Bałtyckim.
Peenemünde – marzenia mają swoją cenę
Od tego momentu jego kariera w III Rzeszy przebiegała błyskawicznie. W 1936 nadal młody nawet jak na ówczesne czasy Wernher wstępuje do Luftwaffe i zostaje dyrektorem technicznym Peenemünde. Na początku swojej pracy zajmuje się badaniami nad silnikami odrzutowymi instalowanymi w samolotach. Dosyć szybko, po wybuchu wojny, okazało się jednak, że straciły one priorytet na rzecz rakiet balistycznych A-4, które do historii przeszły jako V-2 – „cudowna broń” Hitlera. Co ciekawe, jak przyznał sam von Braun już po wojnie, podczas konstrukcji swojej rakiety wiele pomysłów zaczerpnął od amerykańskiego inżyniera i fizyka Roberta Goddarda.
Nie zmienia to jednak faktu, że właściwie pod każdym względem prześcigał on pionierów, którymi się inspirował. Pierwszym krokiem milowym jego pogoni za gwiazdami był dzień 3 października 1942 r., kiedy eksperymentalna rakieta A-4 została pierwszym skonstruowanym przez człowieka obiektem, który opuścił atmosferę ziemską wznosząc się na pułap 80 km. Od tego momentu był już tylko krok do wykorzystania rakiet w celach militarnych.
V-2 mierzyła 14 metrów, jej masa startowa wynosiła prawie 13 ton, a w 80 sekund była w stanie rozpędzić się do prędkości ponaddźwiękowej. Maksymalny zasięg 380 km oraz udźwig 975 kg sprawił, że z ogromnym entuzjazmem na cały projekt zaczął spoglądać Adolf Hitler. Miał on nadzieję, że rakiety typu V będą siały terror najpierw w brytyjskich, a później amerykańskich miastach jako odwet za alianckie bombardowania. Stąd nazwa Vergeltungswaffe, czyli „broń odwetowa”. Jej pierwszy start odbył się 7 września 1944 r., a pociski spadły na Londyn i Paryż. Do 27 marca 1945, kiedy ostatnia rakieta opuściła pozycję startową w Peenemünde, ponad 3 tys. V-2 trafiło w cele w pięciu krajach (kilkaset eksplodowało w powietrzu). Przez ponad siedem miesięcy ponad 1660 rakiet uderzyło w Belgię a 1400 w Anglię. W samym tylko Londynie ponad 2700 osób, głównie cywilów, zginęło w wyniku ataków rakietowych. Jeśli dodać do tego ofiary na kontynencie, okaże się, że konstrukcja Wernhera von Brauna pochłonęła niemal 10 tys. ofiar. Nie były to jednak wszystkie mroczne strony niemieckiego programu rakietowego. Dodatkowe tysiące istnień ludzkich kosztowała mordercza praca więźniów z podziemnej fabryki obozu koncentracyjnego Mittelbau-Dora.
Talent nie ma narodowości
Paradoksalnie, choć von Braun był osią napędową programu pocisków rakietowych III Rzeszy, został aresztowany przez Gestapo za sianie defetyzmu. W marcu 1944 r. na suto zakrapianym przyjęciu powiedział przed zgromadzonymi, że od samego początku miał nadzieje, że produkowane przez niego konstrukcje będą jedynie wynosiły ludzi w kosmos, a wojna dla Niemiec skończy się tragedią. Po dwóch tygodniach w więzieniu został zwolniony na oficjalne polecenie Hitlera. Był zbyt ważny, aby można było marnować jego cenny talent, a III Rzesza nie miała czasu do zmarnowania.
Wernher von Braun (z ręką w gipsie) wraz z innymi niemieckimi naukowcami poddaje się amerykańskim żołnierzom. 3 maja 1945 r. fot. Wikimedia Commons
Nawet jednak sukces militarny V-2 nie był w stanie odwrócić nieuchronnego końca nazizmu, do którego Wernher starannie się przygotowywał. Dokumenty konstrukcyjne, które rozkazano mu zniszczyć, ukrył w górach Harzu, a przerażony opowieściami o żołnierzach radzieckich, postanowił poprowadzić swoich podwładnych do kapitulacji przed wojskami amerykańskimi, jeszcze przed złożeniem broni przez III Rzeszę. SS, do którego sam należał, wysłało za grupą uciekinierów patrol z rozkazem zabicia ich i zniszczenia wszelkich dokumentów, von Braun zdołał jednak dotrzeć 2 maja do oddziałów patrolowych US Army i tam oficjalnie oddać się w ich ręce.
Wiedział, że umiejętności, które posiada to jego przepustka do wolności. Nie mylił się. Stany Zjednoczone, które miały w perspektywie konflikt ze Związkiem Radzieckim, nie wypuściły z ręki żadnego naukowca, który mógł się przysłużyć do rozwoju ich potencjału militarnego. Bez względu na jego przeszłość. Nie było czasu do stracenia, dlatego już w czerwcu 1945 w ramach operacji Paperclip Wernher von Braun wraz ze współpracownikami został odesłany do Fort Bliss w Teksasie. W ślad za nimi powędrowało 150 przejętych przez amerykanów rakiet V-2. Dosyć szybko, bo już 16 stycznia 1946 roku, na poligonie w White Sands w Nowym Meksyku przeprowadzono pierwsze testy ogniowe niemieckiej broni odwetowej. Pomimo pewnych problemów z celnością (jedna z rakiet spadła na terytorium Meksyku), testy przeprowadzano sukcesywnie aż do 1949 roku, kiedy pociski po prostu się skończyły.
Welcome to Huntsville, the Rocket City
Start rakiety Saturn I skonstruowanej przez Wernhera von Brauna fot. NASA/Wikimedia Commons
Rok później zespół Wernhera von Brauna został skierowany do niewielkiego miasta Huntsville w Alabamie, gdzie uczestniczył w projektowaniu pocisków balistycznych średniego zasięgu Redstone, na bazie których skonstruowano Jupitera C. Rakieta ta 31 stycznia 1958 roku wyniosła na orbitę Explorera 1 – pierwszego amerykańskiego satelitę. Nie uprzedzajmy jednak faktów. W Huntsville, które za sprawą przemysłu zbrojeniowego z czasem zaczynało się dynamicznie rozrastać i zdobyło przydomek Rocket City, von Braun poświęcał swoją uwagę nie tylko konstruowaniu, ale również popularyzowaniu idei lotów kosmicznych. Walnie przyczynił się do zorganizowania pierwszego Sympozjum Lotów Kosmicznych w 1951 roku w Nowym Jorku, w którym uczestniczyła ówczesna śmietanka naukowa oraz – na co już wtedy kładł duży nacisk – liczni przedstawiciele prasy.
Najciekawsze prace naukowe zostały opublikowanej w kolejnym roku w specjalnym wydaniu magazynu „Collier” pod zbiorczym tytułem „Człowiek niedługo podbije kosmos”. Tekst, który zamieścił tam Wernher von Braun, z fantastycznymi ilustracjami statków kosmicznych, planami budowy stacji orbitalnej i skolonizowania Księżyca, pobudził wyobraźnię Amerykanów. W programach „Tomorrowland” produkcji Walta Disneya niemiecki uczony z pasją pokazywał, że kosmos jest bliżej niż się wydaje. Poczucie to, szczególnie po wystrzeleniu pierwszego sztucznego satelity Ziemi przez Związek Radziecki, było w Ameryce na wagę złota. Minorowych nastrojów nie poprawiła nawet wspomniana misja Explorera 1, który w odróżnieniu od Sputnika dokonał przełomowego odkrycia, dowodząc istnienia tzw. radiacyjnego pasa Van Allena. Kolejny wielki sukces von Brauna – wyniesienie na orbitę dwóch astronautów podróżujących rakietą Redstone w ramach projektu Merkury, również odbyło się w cieniu radzieckiego sukcesu Jurija Gagarina.
Saturn V i program Apollo
Wernher von Braun i jego zespół nie zamierzali się jednak poddawać. W 1960 r. wraz z transferem do utworzonej dwa lata wcześniej Narodowej Agencji Aeronautyki i Przestrzeni Kosmiczne (NASA), już po przyznaniu obywatelstwa jako pełnoprawny Amerykanin, von Braun rozpoczął pracę w Marshall Space Center w Huntsville. Jako jego pierwszy dyrektor kontynuował rozwój projektu budowy rakiety, która miała wynieść człowieka na Księżyc w programie Apollo, ogłoszonym przez Johna Kennedy’ego podczas przemówienia w Kongresie w 1961 roku. Cel ten potwierdził w słynnym przemówieniu na Uniwersytecie Rice, zwracając się pośrednio w kierunku ZSRR: „(…) oczy świata skierowane są teraz w kosmos – ku Księżycowi i dalszym planetom. Przyrzekliśmy sobie, że nie będzie nad nim panować wroga flaga podboju, lecz sztandar wolności i pokoju”. Wernher von Braun miał pomóc w realizacji tego ambitnego zadania. Całe jego życie zmierzało do tego momentu.
Mając przed oczami – dosłownie i w przenośni – cel misji Apollo, von Braun rozpoczął prace nad Saturnem I, największą rakietą jaką kiedykolwiek zbudowano. W 1966 roku Saturn IB dostarczył lądownik Apollo na orbitę okołoziemską aby po licznych poprawkach, ogromny Saturn V w 1969 wyniósł załogę Apollo 11 na powierzchnię Srebrnego Globu. Von Braun powiedział kiedyś, że rakieta uwolni człowieka z kajdan grawitacji, które przykuwają go do tej planety. A kiedy ten dzień nadejdzie, „otworzą się przed nim bramy do nieba”. Być może o tym właśnie myślał, kiedy Neil Armstrong stawiał pierwsze kroki na Księżycu. Kiedy Wernher von Braun wrócił do Hunstville, uradowani mieszkańcy wnosili go na rękach, a transparenty głosiły „Teraz zabierz nas na Marsa!”. W ramach uznania od prezydenta otrzymał Medal za Wybitną Służbę, jedno z najważniejszych odznaczeń przyznawanych w USA, a 16 marca 1970 został zastępcą dyrektora NASA ds. planowania. Był to już jednak okres, w którym kolejne loty na Księżyc nie budziły tak wielkiego zainteresowania, a von Braun być może żądny nowych wyzwań, po dwóch latach zdecydował się na wyjazd do Waszyngtonu, gdzie objął stanowisko wiceprezesa w firmie lotniczej Fairchild Industries.
Ręka Stwórcy
Kiedy wyjeżdżał z miasta jako jego honorowy obywatel, mówił na pożegnanie: „Wszyscy zdajemy sobie sprawę, że pierwsze lądowanie na Księżycu było wydarzeniem, po którym ciężko będzie zrobić coś równie spektakularnego. Jest tylko jeden Księżyc i obawiam się, że w nadchodzących latach nie będziemy w stanie tego lądowania przyćmić. Kiedy zainteresowanie programem kosmicznym będzie maleć, musimy jednak zrobić wszystko, aby technologię, które przy tym powstała, wykorzystać w codziennym życiu, do rozwoju ludzkości”. Być może właśnie w tych słowach w całej pełni objawił się pragmatyzm Wernher von Brauna.
Choć nigdy nie poleciał w kosmos, to za jego sprawą po raz pierwszy opuściliśmy orbitę okołoziemską. Czas wyścigu i przełomu powoli się jednak kończył, a z wyprodukowanej technologii trzeba było zrobić użytek. Niedługo po swoim wyjeździe dowiedział się, że zdiagnozowano u niego raka, mimo tego pracował i nadal popularyzował wiedzę o programach kosmicznych. „Niektórzy mówią, że dzięki temu teleskopowi będziemy umieli zajrzeć daleko w głąb kosmosu, że dostrzeżemy rękę Stwórcy” – mówił o planach budowy Hubble’a, pracując na emeryturze w Fairchild. Siwy, wyraźnie szczuplejszy przez walkę z chorobą, ale nadal z błyskiem w oku. Dr. Wernher von Braun zmarł po nieudanej operacji 16 czerwca 1977 w Alexandrii w stanie Virginia. Do dziś postać konstruktora V-2 i Saturna V jest jedną z najbardziej kontrowersyjnych figur w historii nauki.