Pod koniec 1941 roku III Rzesza stała u szczytu militarnej potęgi. Pancerny Blitzkrieg wbijał się w głąb terytorium Związku Radzieckiego, zamykając w okrążeniach całe dywizje Armii Czerwonej. Pomimo późniejszych starań radzieckich historyków, nie dało się ukryć, że część ludności zamieszkującej terytoria siłą wcielone do ZSRR przyjęła Wehrmacht jak wybawienie. Ukraińcy, Tatarzy krymscy czy Bałtowie łudzili się, że w odróżnieniu do sowietów, z cywilizowanymi Niemcami będzie można rozmawiać. Do dziś archiwa skrywają zdjęcia obrazujące wiarę w „ludzkie oblicze nazizmu”.

Gdzieś widać jak na bezimiennej wsi kobieta rzuca kwiaty na przejeżdżające czołgi. W Żółkwi bramę wjazdową zamku zamieniono w łuk tryumfalny. Na jego szczycie, wielki, wymalowany na prześcieradle napis oznajmiał: „Heil Hitler!”. Witryny niektórych sklepów w Charkowie spontanicznie przyozdabiano flagami ze swastyką. Nawet w samym Leningradzie, na wieść o zbliżającej się armii niemieckiej na śmietnik wyrzucano całe naręcza oprawionych na czerwono tomów Lenina.

O ile nie trudno zrozumieć, że narody które utraciły swoją niezależność witały Niemców z nadzieją, o tyle wnikliwiej trzeba potraktować Rosjan, którzy w złudnej alternatywnie dwóch totalitaryzmów, postawili na narodowy socjalizm. Oto historia „Wolnej od Żydów i bolszewików” Republiki Łokockiej.

 

Republika zesłańców

Wszystko zaczęło się dość kuriozalnie. Niespełna trzy miesiące po rozpoczęciu Operacji Barbarossa żołnierze „ojca niemieckich wojsk pancernych”, generała Guderiana, przejęli z rąk czerwonoarmistów miasta Łokoć i Briańsk, leżące w pobliżu obecnej granicy z Białorusią. Zamiast biernego oporu ludności natrafili jednak na… propozycję współpracy ze strony nauczyciela fizyki w technikum leśnym i inżyniera zakładów spirytusowych.

Konstantin Woskobojnik i Bronisław Kamiński, bo o nich mowa, mieli wszelkie powody ku temu, aby nienawidzić bolszewików. Choć początkowo dali się uwieść czarowi rewolucji, ich poglądy szybko ewoluowały. Woskobojnik już w latach 20. stanął na czele krwawo stłumionej chłopskiej rewolty. Ukrywając się pod fałszywym nazwiskiem ukończył studia elektromechaniczne w Moskwie. Władza sowiecka nie zapomina jednak o tych, którzy ją zdradzili.

Podobnie rzecz się miała z Kamińskim. Choć należał do partii komunistycznej, krytyczne poglądy na temat kołchozów przyczyniły się do oskarżenia go o szpiegostwo. Jego polsko-niemieckie pochodzenie tylko ułatwiło sprawę. Osadzony w łagrze, na wolność wyszedł po czterech latach, w przeddzień wybuchu Wojny Ojczyźnianej.

Choć późniejsi kolaboranci młodość spędzili w obozach NKWD, w rejonie łokockim nie byli wcale odosobnieni. W latach 30. urządzono tu bowiem swoisty rezerwat byłych zesłańców, często chorych na gruźlicę po pobycie w GUŁAG-ach. Oficjalnym rozporządzeniem zabroniono im osiedlania się we wszystkich większych miastach Związku Radzieckiego.

Tam właśnie, może za sprawą wspólnej przeszłości, Kamiński i Wosjobojnik nawiązali bliższą znajomość. Zdesperowani i odizolowani, żyjąc w poczuciu krzywdy, byli beczką prochu, która czekała na iskrę. Ta nadarzyła się właśnie w momencie niemieckiej inwazji. Utworzona w późniejszej Republice Łokockiej gazeta „Głos naroda”, tak po roku działalności relacjonowała intencje przyświecające Woskobojnikowi: „Mówił on o nowej armii rosyjskiej, która wspólnie z Niemcami będzie walczyć przeciwko bolszewikom, o rosyjskiej partii narodowo-socjalistycznej, która zjednoczy cały naród, mówił o małym i niezauważalnym Łokociu, w którym już widział przyszłe centrum pierwszego Samorządu”.

Po krótkich pertraktacjach dowództwo Wehrmachtu przystało na argumenty wysłanej delegacji. W listopadzie 1941 r. oficjalnie utworzono  Łokocki Okręg Samorządowy. Idea była prosta – Niemcy dawali pozory autonomii i wolną rękę w kwestiach wewnętrznych, w zamian oczekiwali zabezpieczenia tyłów armii przed partyzantami oraz regularnego dostarczania kontyngentów. „Eksperyment łokocki” aż do 1944 roku był solą w oku Kremla. Dopóki los nie odwrócił się na stronę konkurencyjnego kolaboranta, generała Własowa, Kamiński ze swoją Republiką stanowili pełną spektakularnych sprzeczności słowiańsko-nazistowską awangardę.

 

„Z wielkimi Niemcami – na wieki!”

Po latach być może najbardziej dziwi ideologiczny zapał, z jakim przystąpiono do budowy Nowej Rosji. Jak pisze Boris Sokołow w swojej książce o okupacji ZSRR, „Mieszkańcy obwodu łokockiego w latach 1941 – 42 liczyli, że bolszewicy nigdy już nie wrócą”. Tak czy inaczej, prawie każdy miał świadomość, że otwarta współpraca z Niemcami, to bilet w jedną stronę. Kiedy roznosiły się pogłoski o klęsce Wehrmachtu pod Stalingradem, w wierszu pt. Plotki na łamach lokalnej gazety tak pisano o ewentualnym zwycięstwie sowietów: „Już minęła wasza sława / Waszych już nie wróci ład! / Życie nowe wiatr już niesie / Zmiecie też ich wilczy ślad”.

Z całą uczciwością trzeba przyznać, że owo „nowe życie” Woskobojnik i Kamiński potraktowali śmiertelnie poważnie. Choć ten pierwszy zginął w styczniu 1942 r. z rąk „bestii z lasu” (jak określano sowieckich partyzantów), Kamiński, mianowany Ober-Bürgomistrem, błyskawicznie przejął stery i kontynuował „dzieło”. Na wiecach otwarcie mówił o tym, że jego celem jest „urządzenie społeczeństwa według wzoru niemieckiego”. A w tej kwestii inspiracje płynęły bezpośrednio ze źródła.

W listopadzie 1942 roku redakcja „Głosu” wysłana została bowiem  na wycieczkę w głąb Trzeciej Rzeszy. Kiedy na froncie wschodnim ważyły się losy kampanii, w artykule „Notatki o Niemczech” zachwyceni rosyjscy antykomuniści opisywali wzorowy porządek u tamtejszych robotników, czyste obrusy w stołówkach zakładowych, przydomowe ogródki i smaczne piwo. Przedrukowany obok plakat zachęcający do wyjazdu na roboty, dopełniał tylko obrazu.

 

Niedaleko pada jabłko…

Zainspirowany nazistowską idyllą Kamiński zabrał się do pracy. W pierwszej kolejności postanowiono zreformować kwestię agrarną i gospodarkę. Chłopi otrzymali na własność ziemię, zlikwidowano znienawidzone kołchozy. „Głos naroda” w słowach jakby wyjętych z radzieckiej „Prawdy” z dumą donosił: „Odbudowano i uruchomiono wiele przedsiębiorstw przemysłowych (…) Miasto Dimitriejew znowu rozkwita. W krótkim czasie powstały tam cztery sklepy, osiem kiosków, dwie stołówki, restauracja, dwa zakłady fryzjerskie (…) Miasto jest czyste. O świcie sprzątane są chodniki głównych ulic, śmieci są wywożone; niektóre ulice asfaltowane”. Jak na ironię, młoda Republika pyszniła się swoimi wątpliwymi sukcesami przejmując wzorce ze stalinowskiej propagandy. Kamińskiego tytułowano „najlepszym gospodarzem”, a w jego mocnych rękach „(…) skomplikowana machina gospodarcza i wojenna pracuje dokładnie”.

Choć gospodarz szczególną uwagę przykładał do ciała, nie zapominał również o pielęgnowaniu ducha. I tak, na polu kultury do użytku oddawano teatry, kluby żołnierskie, zmieniano nazwy ulic i miast, otwierano kościoły. Brakowało w tym wszystkim jedynie nowego kalendarza…

Trudno ukryć, że dla Kamińskiego Niemcy były ziemią obiecaną. W tym nowoczesnym kraju „(…) każda wieś ma swój klub piłkarski a niezliczone miejscowości liczne pływalnie” – mówił. Fascynowała go również dbałość o rodzinę, promocja wielodzietność i „zdrowy” model wychowania. Niestety nie na ideologicznym zachwycie i dostawie bydła kończył się ten alians. Idąc „Z wielkimi Niemcami – na wieki!” wzięto również na barki agresywny antysemityzm.

„Podstawowym zadaniem i świętym obowiązkiem każdego wolnego obywatela jest bój aż do ostatecznej likwidacji band żydowsko-bolszewickich” – grzmiał podczas przemówienia Ober-Bürgomistr. Na tym polu nie można się było jednak za bardzo wykazać. Wśród pół miliona mieszkańców obwodu orłowskiego, najwyżej kilkuset było pochodzenia żydowskiego. Sokołow pisze: „Miejscowi, być może, częściej spotykali się z Żydami jako urzędnikami i pracownikami NKWD i antysemityzm utożsamiali z nienawiścią do władzy sowieckiej”. Abstrahując od genezy problemu, faktem jest, że Republika Łokocka nie miała litości dla około 300 z nich, których bez skrupułów rozstrzelano.

 

Armia Nowej Rosji

Oczywiście Republika Łokocka nie była jedynie eksperymentem społeczno-gospodarczym. Już od pierwszych dni jej istnienia formowano odziały samoobrony. Licząca początkowo 20 osób milicja, z czasem zamieniła się w 12-tysięczną Rosyjską Wyzwoleńczą Armię Ludową (w skrócie RONA, nie mylić z ROA, utworzoną w 1944 r. kolaboracyjną armią gen. Własowa). To właśnie ten odział, pod koniec wojny włączony do SS i przemianowany na Volksheer-Brigade Kaminski, odpowiadał za jedne z najbrutalniejszych zbrodni na ludności cywilnej podczas powstania warszawskiego. Tylko 5. sierpnia 1944 r. Brygada Kamińskiego zamordowała 15 tyś. mieszkańców Ochoty. Z czasem zwierzęce zachowanie jego podwładnych przestało się podobać nawet Niemcom. Na żądanie dowództwa o powstrzymanie grabieży, nowo mianowany Brigadenführer SS Kamiński odpowiedział: „Moi ludzie w walce z bolszewizmem potracili swoje majątki i nie widzę niczego złego w tym, że chcą poprawić swoją sytuację materialną kosztem Polaków, wrogów Niemiec”.

Kiedy wojska stacjonowały jeszcze w Łokociu, miejscowi nazywali je z dumą „sławetnymi batalionami”, rzeczywistość nie była jednak różowa. Szerzyły się dezercje i pijaństwo – zakład spirytusowy był przecież na wyciągnięcie ręki. Na początku 1942 r. dysponowano jedynie niewielką liczbą pozostawionych przez Armię Czerwoną maszyn,  na czele z czterema wozami bojowymi pamiętającymi lata 20. Przez długi czas występowały również braki w umundurowaniu, a żołnierze RONA nieraz maszerowali boso bądź w uniformach sowieckich.

Pomimo tego brygada Kamińskiego odznaczała się niezwykłą skutecznością w zwalczaniu sowieckiej partyzantki. A ta nie pozostawała dłużna. Komunikaty bojowe pełne są opisów brutalizujących się z czasem starć. Jak podaje „Głos naroda”: „(…) stalinowskie wściekłe psy mordowały leśniczych, nauczycieli, robotników, chłopów, inwalidów, wcześniej znęcając się nad nimi: cięli swoje ofiary nożami, rąbali siekierami, wycinali kawałki skóry i kręgi kręgosłupa, zdejmowali skalpy, ścinali głowy. (…) Bandyci leśni pastwią się nad naszymi ludźmi niczym zwierzęta” – dodawał redaktor.

Partyzanci byli bowiem świadomi z kim walczą. Obiektem represji stała się w zasadzie tylko ludność okręgu łokockiego, która za pomoc nazistom miała zapłacić najwyższą cenę. Również podczas starć nie było litości dla pokonanych. Sowieci schwytawszy jednego z  dowódców RONA przywiązali go do czołgu i jeździli po mieście dopóki nie skonał. W ramach ostrzeżenia dla okolicznych mieszkańców, partyzanci nie cofali się przed żadnymi środkami. W meldunkach niemieckiej Grupy Armii „Środek” czytamy m.in. o losach łokockiego milicjanta, któremu przed całą wioską łamano kolejne kończyny, aby następnie je poobcinać i konającego, zostawić na 30 stopniowym mrozie. Druga strona oczywiście nie pozostawała dłużna, w odwecie niejednokrotnie rozstrzeliwując ponad stu „bandytów i członków ich rodzin”.

 

Gorzki koniec

 

Być może w wypadku zwycięstwa Hitlera Kamiński zastąpiłby Stalina na czele marionetkowego rządu w okupowanej Rosji. Z czasem jednak gwiazda nazistów bladła. Spychani coraz bardziej na zachód, w 1943 r. musieli opuścić Republikę Łokocką. Ober-Bürgomistr wydając rozkaz ewakuacji nie przebierał w środkach. Raporty sytuacyjne NKWD, nawet jeśli koloryzują sytuację, oddają ducha rozkładu, który zakradł się w szeregi RONA: „Odmawiający wyjazdu traktowani są jak partyzanci i rozstrzeliwani na miejscu (…) Masowo wieszani są więźniowie, po 30, 50 dziennie”. Na chwilę przed wymarszem z Republiki niemiecki generał powiedział do zebranych wojsk: „Będziemy walczyć do ostatniego naboju, a wy, budowniczowie nowej Europy, musicie nas wesprzeć”. Żołnierze ruszyli z minami skazańców.

Choć na terytorium Białorusi próbowano jeszcze zorganizować kolejne marionetkowe państwo, czas Kamińskiego dobiegał końca. Tak podczas procesów norymberskich mówił o nim niemiecki generał Erich von dem Bach: „Był awanturnikiem politycznym, wygłaszał do swych ludzi mowy propagandowe o wielkiej, faszystowskiej Rosji, której chciał być przywódcą-fuhrerem. Kobiety i alkohol były treścią jego życia. (…) Pojęcie własności było mu obce, żadnego narodu nie nienawidził tak, jak Polaków, których wspominał jedynie obelżywymi słowami”.

Po powstaniu warszawskim zaczął być coraz mniej przydatny. Według oficjalnej wersji zginął w 4 października 1944 r. w Łodzi, ulegając wypadkowi samochodowemu. W rzeczywistości zlikwidowano go pod koniec sierpnia za niesubordynację i coraz mniejszą wartość bojową jego oddziałów. Zatrzymany prze ludzi szefa krakowskiego SD Waltera Bierkampa, został w tajemnicy przed swoimi oddziałami rozstrzelany. Jego miejsce na świeczniku zajął inny kolaborant, generał Andriej Własow, który ze swoją Rosyjską Armią Wyzwoleńczą walczył do ostatnich dni III Rzeczy.

Choć wraz z wymarszem ostatniego żołnierza RONA losy Republiko Łokockiej dobiegły kresu, niektórzy do końca wierzyli w tryumfalny powrót Kamińskiego. Zaszyci w lasach, głodni i źle uzbrojeni nazywali siebie „partyzantami Führera”. Według radzieckich donosów, coraz bardziej zdemoralizowane grupy działały jeszcze do wczesnych lat 50. Z czasem żołnierzy Nowej Rosji nie można już było odróżnić od zwykłych bandytów.

 

Przy pisaniu tego artykułu korzystałem z książki Borisa Sokołowa, „ZSRR pod okupacją. Fakty i mity, wyd. Inicjał 2011. Artykuł ukazał się pierwotnie w „Tygodniku Powszechnym” Nr 28 (3287), 8 lipca 2012.